Getto w Kutnie

Staraniem Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Kutnowskiej w 1993 roku na jednym z budynków byłej cukrowni „Konstancja” – miejscu, gdzie Niemcy utworzyli getto dla mieszkańców Kutna pochodzenia żydowskiego, została umieszczona  tablica pamiątkowa.

 

Poniżej zamieszczamy fragment pracy Kingi Czechowskiej pt. „Społeczność żydowska Kutna i jej losy w okresie II wojny światowej”, która została opublikowana w XVIII numerze Kutnowskich Zeszytów Regionalnych:

 

Getto w Kutnie było jednym z pierwszych gett żydowskich utworzonych przez władze niemieckie. Wiosną 1940 roku rozpoczęto przygotowania do utworzenia getta w Kutnie: ogrodzono teren dawnej cukrowni Konstancja przy ulicy Mickiewicza i wysłano żydowskie kobiety do uprzątnięcia go. Powszechne było przekonanie, że w miejscu tym utworzony ma być obóz, pogłoski mówiły także i o tym, że zamknięci w nim mają zostać Żydzi. Perspektywa zamknięcia wszystkich Żydów z Kutna w jednym obozie, na tak małym terenie i w warunkach nieprzystosowanych do pobytu ludzi, dla wielu wydawała się nierealna i nie dawali wiary pogłoskom; innych skłaniała do ucieczki do miast, w których jeszcze nie było gett lub do ukrycia się w domach Polaków, oddając im cały swój majątek.

15 czerwca 1940 roku obudzono wszystkich Żydów i rozkazano im do godziny 18 przenieść się do Konstancji. Potwierdzające to kopie rozporządzenia burmistrza Wilfreda Schuermanna, rozplakatowano w całym Kutnie. Ponieważ pozwolono na wzięcie ze sobą dobytku, z wyłączeniem żywego inwentarza, przez okna zaczęto wyrzucać przedmioty użytkowe. Żydów wypędzano z mieszkań i w szeregach ustawiano przed urzędem NSDAP, skąd od godziny 8 rano wypędzano ich w kierunku obozu. Nakaz przesiedlenia do Konstancji był bezwzględny i dotyczył wszystkich, nawet osiemdziesięcioletnich Żydów w bardzo złym stanie zdrowia; jednak ci, którym udało się ukryć, często zdołali przeżyć wojnę.

Jeszcze w nocy, władze niemieckie wysłały wezwania na podwody, jako godzinę stawienia się podając 5 rano. Otrzymali je furmani, chłopi, a także miejscowy proboszcz. Dopiero po przybyciu na miejsce poinformowano o celu ich wezwania. Ostatecznie przesiedlenia, zamiast planowanego jednego dnia, zajęły dwa lub nawet trzy dni. Wielu z Żydów nie było stać na wynajęcie ani wózka, ani furmanki, i do getta zmierzali tylko z tym, co sami byli w stanie unieść. W nocy, niedługo po wydaniu polecenia stawienia się na podwody, zakazano Polakom poruszania się tego dnia po Kutnie. Miasto sprawiało przez to wrażenie wymarłego; za nieprzestrzeganie zakazu, karano aresztem i sankcjami finansowymi.

Umieszczanym w getcie Żydom towarzyszyli tylko niemieccy policjanci, którzy obstawili drogę do getta, uniemożliwiając udanie się po kosztowności ukryte poza domem. Niemcy popędzali idących biciem, do którego używali m. in. „knutów”, w ramach kary, bito także za najmniejsze przewinienia, jednak rabunki dokonywane na Żydach w trakcie drogi, miały charakter okazjonalny, (choć i tu miało dojść do sytuacji skrajnych, kiedy rozbierano do naga w poszukiwaniu złota). Obok tego dochodziło do scen wyjątkowo drastycznych, kiedy to rodzinom jadącym wozami konnymi kazano zsiąść z wozów, wyprząc i oddać konie, a następnie podpiąć do dyszli mężczyzn, którzy, cały czas bici, mieli dojść aż do getta. Towarzyszyły im też krzyki bitych i uciekających kobiet.

To, co wielu wcześniej uznawało za niemożliwe, stało się rzeczywistością – na terenie dawnej fabryki zamknięto kilka tysięcy ludzi. Obietnice mieszkań czekających na Żydów w Konstancji, którymi próbowano jeszcze mamić, dla zachowania porządku w dniu wysiedlenia, okazały się być tym, czym musiały być, czyli zupełną nieprawdą.

Informacje dotyczące budynków znajdujących się na terenie getta nie są ścisłe. Wiadomo jednak, że od 18 lat w Konstancji nie dokonano żadnego remontu, a dodatkową przyczyną zniszczeń stały się bombardowania. Ponieważ był to teren dawnej fabryki, tylko nieznaczna część pomieszczeń stanowiła kiedyś pomieszczenia mieszkalne. Obok kilku dużych hal fabrycznych znajdowało się pięć jednopiętrowych „domów”, przy czym hale były w bardzo złym stanie: brakowało okien i podłóg, dach uległ zniszczeniu. Jak już wspominano wyżej, cały ten teren ogrodzony był drutem kolczastym i murowanym parkanem, z wjazdem i wejściem tylko przy ulicy Mickiewicza.

Nieznana jest dokładna liczba Żydów zamkniętych w getcie. Ankietowani, czy przesłuchiwani po wojnie Polacy, najczęściej mówili o około 5000 Żydów, nie precyzując jednak, w którym okresie jego istnienia, a wiadomo przecież, iż liczba ta musiała się zmieniać. Przekazy z okresu wojny – relacje spisywane przez Oneg Szabat i wspomnienia księdza z Kutna – mówią o około 7000 Żydów. Sam Judenrat w swojej korespondencji z Jointem podawał różne liczby dla momentu zamknięcia gett: około 8000 Żydów w liście z 19 lipca i ponad 7000 w liście z 5 sierpnia.

Bezpośrednio po przesiedleniu do getta starano się przede wszystkim o znalezienie sobie miejsca, często dosłownie tocząc o to walki. W trakcie pierwszego dnia pobytu w getcie zdarzały się przypadki śmierci z powodu ataku serca, dramatyczne są też opisy pierwszej nocy w getcie, którą większość Żydów, spędziła pod gołym niebem. Dwoma budynkami dysponowała Rada Żydowska, jeden z nich przeznaczając na siedzibę szpitala i urzędów, w drugim zamieszkując razem ze swoimi rodzinami oraz piastującymi urzędy.

Wydaje się jednak, iż aktywność Żydów w pierwszych dniach po utworzeniu getta miała przede wszystkim charakter oddolny. Nadal próbowano znaleźć dla siebie miejsce w budynkach, co niektórym się udawało. Wykorzystywano każdą możliwą przestrzeń, i tak w „domu lordowskim” mieszkano nie tylko w piwnicy i na strychu, ale także na korytarzach. Dodatkowe miejsce zyskiwano, usuwając z wnętrz znajdujące się tam zbędne przedmioty. Na ich miejsce wstawiano przeważnie łóżka, to one, bowiem były najważniejszymi meblami w getcie: wyznaczały przestrzeń życia ludzi, którzy na nich spali, jedli i trzymali resztę swojego majątku. W efekcie w jednej sali mieszkało łącznie nawet 15 rodzin, w „chlewiku” o wysokości 1, 60 m schroniła się cała ośmioosobowa rodzina. Pozostali budowali dla siebie baraki z mebli oraz szopy z dykty, papieru i desek; wykorzystywali cegły i glinę bądź robili swoiste pałatki – słowem, stosowano każde możliwe tworzywo.

Poważnym problemem, zwłaszcza na początku istnienia getta, była ograniczona dostępność wody (znajdowała się tam, bowiem tylko jedna studnia) i utrudniony dostęp do ubikacji, które były nieliczne (zaledwie trzy) i płatne (5 fenigów). Ten drugi problem rozwiązano już po kilku dniach, budując darmowe ubikacje dla kobiet i mężczyzn. Więcej czasu potrzeba było, by zmniejszyć skalę ogromnego głodu, nękającego Żydów w początkach ich pobytu w getcie.

Oddzielne dostawy jedzenia organizowali Judenrat i władze niemieckie. Jedzenie dostarczane przez Niemców pochodziło z majątku przezeń administrowanego; były to kartofle, brukiew, buraki pastewne i kapusta – wszystko najgorszej jakości, często opisywane wręcz jako „odpadki”, w dodatku dostarczane do obozu nieregularnie, w wymiarze kilkunastu wozów
w miesiącu. O rozmiarach głodu w getcie świadczy tempo, w jakim z wprowadzonego wozu znikał jego ładunek, natychmiast rozbierany, tak przez dorosłych, jak i przez dzieci. Oddzielnie dostarczano do getta niewielkie ilości mleka, w codziennych transportach odbieranych przez przedstawiciela spółdzielni mleczarskiej Majera Kapłana, oddzielnie trafiała tam także konina (zabijano dlań trzy konie dziennie). Za sprawą Judenratu getto zaopatrywano w chleb, mleko odtłuszczone i warzywa. Jedzenie trafiające do getta z oficjalnych źródeł było niewystarczające, a fakt pobytu w getcie utrudniał jego samodzielne zdobycie. Także Judenrat potrzebował czasu, by móc rozwinąć swoją działalność.

Jak już wspominano wyżej, getto było ogrodzone drutem kolczastym z wieżami strażniczymi, pilnowała go grupa strażników, a przekroczenie granicy wymagało okazania odpowiedniej przepustki, które wydawano każdorazowo.

Już wkrótce po utworzeniu getta, władze niemieckie zaczęły wykorzystywać Żydów do robót przymusowych, nakazując im wykonywanie różnego rodzaju prac. W przekazach mowa jest przeważnie o zatrudnieniu na terenie Kutna, wiadomo jednak, iż trafiano stąd także do obozów pracy przymusowej na terenie Kraju Warty. Żydów kierowano do prac porządkowych na terenie miasta (sprzątanie, czyszczenie ulic), prac murarskich, robót kolejowych (rozładunek) i drogowych, zatrudniano ich przy wywożeniu maszyn fabrycznych i do kopania rowów, a także w kutnowskim szpitalu i na pobliskim lotnisku wojskowym. Żadnego zakładu pracy nie utworzono w getcie; jedyne informacje o Żydach pracujących na terenie Konstancji, dotyczą prac remontowych na terenie getta w pierwszym miesiącu jego funkcjonowania i były one opłacane przez Judenrat.

W efekcie ruchów migracyjnych z okresu wojny, przed utworzeniem getta znaleźli się w nim, bowiem nie tylko Żydzi kutnowscy, ale także Żydzi z innych, często bardzo odległych gmin. Różne źródła mówią o Żydach pochodzących z miejscowości takich jak: Włocławek, Koło, Golin, Lipno, Dobrzyń, Ciechocinek, Toruń, Łęczyca, Ozorków, Zgierz, Żychlin, Krośniewice, Kłodawa, Gąbin, Gostynin, a także z innych mniejszych ośrodków. Jak już pisano wcześniej, liczba uchodźców w Kutnie w czerwcu 1940 roku wynosić miała ok. 1700 – 1800 osób; jeśli za łączną liczbę Żydów w getcie w momencie jego utworzenia przyjąć 7000 osób, oznacza to, że Żydzi spoza Kutna stanowili ok. 24 – 26% populacji getta.

Zamożniejsi mieli  większe szanse na ucieczkę z getta, ponieważ tak jak istniała możliwość przekupienia wachmanów dla celów handlowych, tak możliwe było „kupienie” ich zgody na ucieczkę. Pośredniczyli w tym ci sami żydowscy pośrednicy, pobierając za usługę duże opłaty. Inni próbowali ucieczek przez płot – ci złapani na próbie ucieczki zostali zastrzeleni przez wartowników; z początku istnienia getta pochodzi informacja, że młodego wachmana, który w ten sposób uniemożliwił ucieczkę 7 Żydów, nagrodzono tygodniowym urlopem. Niektórym z Żydów udało się uciec wraz z dobytkiem w wagonach kolejowych, – co ciekawe, gdy grupa takich uciekinierów została odkryta w Gostyninie przy okazji tworzenia tamtejszego getta, nie zabito ich, lecz odesłano z powrotem do Kutna. Jako cel ucieczek wybierano miasta, w których nie było gett, bądź panowały w nich lepsze warunki – do takich miejscowości zaliczały się początkowo Łęczyca czy Żychlin. Część uciekinierów z getta znalazła schronienie w Gnojnie u Polaka Hućko.  Niektórym jeszcze w Kutnie pomagali miejscowi Polacy; jeden z takich Polaków, zaangażowany w pomoc Żydom poprzez przekazywanie im lekarstw i opatrunków ze swojego składu aptecznego, słyszał o przewożeniu Żydów z Kutna do Warszawy w trumnach przez właściciela składu trumien.

Pierwszy udokumentowany przypadek zamordowania Żyda w getcie nie jest jednak związany z próbą ucieczki – starszy mężczyzna został zastrzelony przez policjanta Mieschela niedługo po jego przyjeździe do getta – choć wydaje się, że do momentu zamknięcie getta nie było to tak powszechne. Codziennością były natomiast przypadki okrucieństwa strażników wobec mieszkańców getta. Żydów bito pejczami, knutami, kolbami karabinów, wykorzystywano także inne dostępne narzędzia.

Zmarłych w getcie grzebano na miejscowym żydowskim cmentarzu, dokąd udawał się furgon z trupami, po którego obu stronach szła dwójka Żydów wyznaczonych na grabarzy, a z tyłu dwóch konwojujących ich SS–manów; inne relacje mówią o furgonie z trupami i dwójce idących z nim Żydów, prawdopodobnie więc liczba grabarzy mogła się zmieniać. Po wykonaniu zadania byli oni mordowani strzałami z pistoletu. Taka sytuacja miała się powtarzać każdego dnia. Trudno jednak określić śmiertelność w getcie w poszczególnych miesiącach jego istnienia.

Tak jak się obawiano, z nadejściem jesieni doszło do pogorszenia się warunków w getcie. Już we wrześniu „z powodu głodu, nędzy, zimna i brudu” wybuchnąć miała wielka epidemia, zbierająca obfite żniwo wśród Żydów. Inne relacje mówią o kilku równoległych epidemiach – najgroźniejszą z nich okazała się epidemia tyfusu plamistego i to o niej najczęściej jest mowa. W związku z epidemią w szpitalu zaczęło brakować miejsc, na dodatkowe szpitalne pomieszczenia przeznaczono budynek, w którym pierwotnie chciano otworzyć szkołę.

Sytuacja w listopadzie była wyraźnie gorsza niż w poprzednich miesiącach; liczba zmarłych zwiększyła się dwukrotnie w porównaniu z październikiem, a przecież sytuacja w Konstancji już wtedy uległa pogorszeniu. W związku z obawami przed rozprzestrzenieniem się epidemii, władze niemieckie 20 listopada zamknęły getto..

Zamknięcie getta sprowadzało się do ograniczenia jego kontaktów ze światem zewnętrznym, odizolowania go w najpełniejszym możliwym wymiarze. Na bramie umieszczono tablicę z napisem: „Ryzyko zarazy – wstęp ściśle wzbroniony” (tłum. własne), i tak też zapisało się to w pamięci Polaków. Mówiono o strasznych warunkach, jakie panowały w środku, a możliwość weryfikacji tych pogłosek ograniczała się do tego, co dało się zobaczyć między żelaznymi sztachetami, którymi ogrodzona była część getta.

Zimą 1940/1941 roku, w Konstancji panować miały epidemie wielu chorób. Jedną z nich był tyfus plamisty, inną próbowano identyfikować, jako galopujące suchoty. Oprócz tego Żydzi umierali także z wycieńczenia; o osobie znajdującej się już w bardzo złym stanie inni mieszkańcy getta mówili, że: „ten ma już żółto pod uszami”. Śmiertelność w tym okresie mieszkańcy oceniali na 40 osób tygodniowo, bądź na 20% przebywających w getcie.
Dr Weinsaft był jedną z pierwszych osób chorych na tyfus. Początkowo – za sprawą instytutu bakteriologicznego w Poznaniu – uznawano, że był to tyfus brzuszny; błędności tej tezy, przy pomocy analogicznego instytutu w Łodzi, dowiódł dr Bolesław Jędraszko. Zdiagnozowanie tyfusu plamistego zapewniło mu opinię specjalisty od chorób zakaźnych u władz niemieckich, przez co lekarz powiatowy w Kutnie dr Gebhart polecił mu nadzór nad rozwojem epidemii. Zważywszy na fakt, że sam dr Jędraszko, w późniejszych zeznaniach zachorowanie dr Weinsafta i początek epidemii datował na początek 1941 roku, a w żadnym z nich nie odnotowywał przybycia dr Brzózki (mówiąc po prostu o dwóch lekarzach żydowskich w gettcie), można przypuszczać, że jego współpraca z nimi rozpoczęła się właśnie na początku 1941 roku. Nakaz Gebharta umożliwiał dr Jędraszko wstęp do getta w wymiarze jednego dnia tygodniowo, a jego ustne polecenie (a później kolejnego lekarza powiatowego, Kleinhofena) było podstawą wpuszczania polskiego medyka, nigdy bowiem nie wydano mu przepustki. W czasie swych wizyt miał on kontakt tylko z chorymi i lekarzami, a pomoc, jakiej udzielał, polegała na konsultacjach. W jego ocenie przez cały czas trwania epidemii każdego dnia z jej powodu ginęło od kilkunastu do kilkudziesięciu osób: łącznie około 500 ofiar śmiertelnych na 1000 zachorowań.

Ryzykując życie podejmowano próby ucieczek z getta. Ostatnich udanych prób dokonano prawdopodobnie w czerwcu 1941 roku i choć nie znamy ich przebiegu, data przypadająca na okres sprzed zmiany składu wachmanów oraz informacje o jednej z uciekających – Ewie Stuczyńskiej – sugerują przekupienie strażników. Z przekazów polskich świadków pochodzą informacje o nieudanych próbach ucieczek, często pozbawione dalszych szczegółów. W grudniu 1940 roku, kanałem odwadniającym usiłowała uciec kilkuosobowa grupa Żydów; nie wiadomo czy wartownikom udało się zauważyć i zastrzelić wszystkich jej członków. W maju 1941 roku w ten sam sposób udaremniono kolejną ucieczkę.

Przez cały okres funkcjonowania getta, Polacy byli też świadkami grzebania Żydów poza jego terenem i mordów, których dokonywano na kirholcu. Zgodnie z jedną z relacji, pod pretekstem pochówku zmarłych, na cmentarz miano przetransportować grupę aż kilkunastu Żydów, których po wykopaniu dla siebie grobów zabito strzałami w tył głowy. Furgon, którym codziennie wywożono ciała na cmentarz, przed wojną służył do przewożenia chleba.

Jak podaje raport „Oneg Szabat”, wszyscy Żydzi z Kutna, których liczbę określono w przybliżeniu na 6500 osób, zostali wywiezieni do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem 26 marca 1942. Wiadomo jednak, że transporty odbywały się stopniowo; przystąpiono do nich w „kilka tygodni” po wywiezieniu Żydów z Żychlina 3 marca 1942 roku. Inne źródła wysłanie Żydów z Kutna do Chełmna datują na koniec marca, bądź początek kwietnia. W pamięci polskich świadków zatarła się data wywózek do Chełmna, żywe jednak zostało samo ich wspomnienie.

Ostatnia wiadomość przekazana przez Żydów z getta w okresie sprzed rozpoczęcia jego likwidacji to list wysłany do Żydów ukrywających się w Gąbinie. Informują w nim o pustych pociągach towarowych, od dwóch dni stojących na przechodzącym przez teren Konstancji torach kolejowych. W momencie wysłania listu, Żydzi wciąż odmawiali wejścia do tych „ciężarówek”, jednocześnie jednak zdawali sobie sprawę, że opór może tylko opóźnić realizację rozkazu. Nie wiadomo, jak długo się to udawało i jaki był stosunek Judenratu do deportacji, z relacji świadków wynika jednak, że nie miały one łagodne przebiegu. Słabi i ci, którzy próbowali sprzeciwu, byli „dobijani”.

Żydów wywożono z pewnością samochodami ciężarowymi, brak natomiast dalszych informacji o transportach kolejowych. Przy wywozie samochodami obecna była policja niemiecka (zauważono także gestapowca Pipera), której funkcjonariusze „kolbami bili Żydów po to aby jak najwięcej ich się zmieściło”. Dziennie wyjeżdżało z getta kilka takich samochodów, a w każdym z nich mieściło się około 40 osób.

Następnie w celach porządkowych sprowadzono do Konstancji Żydów z getta łódzkiego; na ich obowiązki składać się miało segregowanie mebli i innych rzeczy wciąż znajdujących się w getcie. Gdy w getcie nie było już żadnych Żydów, skierowano do niego „gestapowców i volksdeutschów”. Poszukiwali oni kosztowności ukrytych w ścianach i pod podłogami. Rzeczy uznane za wartościowe przekazywano do magazynów, skąd trafiały one do Niemców; pozostałe rzeczy palono. W działaniach tych pomagać mieli także niektórzy z Polaków. Wydaje się, że dopiero po tych działaniach rozpoczęto rozbiórkę budynków getta, do której zatrudniono Polaków. Podczas prac widzieli oni nory i tunele wykopane w ziemi, w których – jak byli przekonani – chroniono się przed wywiezieniem z Kutna.

Wraz z likwidacją getta w Kutnie zakończyły się losy społeczności żydowskiej w Kutnie. Tylko nieliczni pochodzący stąd Żydzi przeżyli wojnę, a ci z nich, którzy powrócili do miasta, także wkrótce je opuścili.

Pod tym linkiem możesz obejrzeć dokumentalny film o kutnowskim getcie nakręcony w 1940 roku. Rozpoczyna się od 39 minuty nagrania:

 

 

Mieszkańcy naszego miasta  i regionu także byli ofiarami Holokaustu, o czym należy przypominać… Należy przerwać długie milczenie na temat tych mało znanych wydarzeń. Chcemy, by mieszkańcy Kutna poznali bliżej  tragiczne dzieje Żydów stanowiących 1/3 część  społeczności miasta Kutna. Poznanie bowiem  zmniejsza przesądy i fobie,  budzi zrozumienie i tolerancję, otwiera wyobraźnię na świat innych ludzi. Należy przywracać pamięć o naszej wspólnej przeszłości, bo dzisiaj ponosimy odpowiedzialność za to, co robimy z  tą przeszłością.

logo-tpzk.jpg
Zadzwoń do nas
+48 883 555 432
Napisz do nas
poczta@tpzk.eu
Przewiń do góry